Po prostu lubię rano móc spokojnie spojrzeć na swoje odbicie w lustrze”, wyznał. Nie ukrywa, że teraz chodzi na terapię, która ma mu pomóc zapomnieć o przeszłości. „Nie ukrywam, że jestem od dłuższego czasu na terapii. Ten rok był bardzo burzliwy, choć mam takie poczucie, że wszystko dzieje się po coś.Z Iloną Felicjańską spotykam się w trakcie Festynu na rzecz Pierwszego Specjalistycznego Żłobka dla Dzieci Niepełnosprawnych „Kryształki”. Festynu, którego jest animatorką, osobą prowadzącą, gwiazdą, która przyciąga tłumy, ale przede wszystkim matką rozumiejącą potrzeby małych dzieci. Jest również prezesem Fundacji „Niezapominajka”.20 października swoją działalność rozpoczął żłobek dla dzieci niepełnosprawnych i z HIV „Kryształki”. – Jest to bardzo duże wydarzenie, ponieważ z dziećmi niepełnosprawnymi jeszcze jakoś nasze społeczeństwo sobie radzi, choć woli udawać, że tego problemu nie ma. Dzieci z wirusem HIV, gdzie bardzo często zostają zarażone tym wirusem w szpitalu, gdzie bardzo często choroba nie jest wynikiem złego prowadzenia się rodziców, są jednak traktowane, jak wyrzutki społeczeństwa. Ich rodzice są traktowani, jak narkomani, jak Ci, których należy unikać, a właściwie wyrzucić ze społeczeństwa i odizolować. Czyli nadal brak świadomości wśród społeczeństwa?– Ciągle brak świadomości, ponieważ z wirusem HIV już poradziliśmy sobie. To jest obecnie prawie taka sama choroba, jak każda inna. Zarażenie się tą chorobą wcale nie jest takie proste, jakby się nam wydawało. Znam pary, gdzie jedna osoba jest zdrowa, a druga jest chora i żyją. Są szczęśliwe, na wszelki wypadek nie mają dzieci, bo boją się tego, ale przez wiele lat osoba chora nie zaraziła zdrowej pomimo stosunków płciowych. Nadal, pomimo tego, że żyjemy w XXI wieku mamy bardzo małą świadomość społeczną choroby, a te dzieci mogą szczęśliwie dożyć późnego wieku, wręcz przeżyć całe życie nikogo nie zarażając. Ponieważ nosiciel wirusa HIV, jest prawie tak samo zarażony, jak chory z wirusem, np. opryszczki. Ten wirus nie musi nigdy z tej osoby wyjść na zewnątrz, jeśli ta osoba będzie przestrzegała określonych zasad, kiedy będzie informowała, że jest zarażona u dentysty, czy może w szpitalu. To nie jest tak, że dotykiem bądź oddechem się zarazimy. Powraca ponownie brak świadomości postępowania wobec tej choroby, a także tego, co należy lub nie należy robić. – Dokładnie, dlatego ja się bardzo cieszę, że Olga podjęła się tak trudnego wyzwania. Rozmawiałam z Olgą i mówiła, jak trudno było jej znaleźć miejsce, bo nie będą tutaj pozwalali narkomanom przyprowadzać swoich dzieci. To nie do końca jest tak, czasem narkomanem zostaje się nie z własnej, nieprzymuszonej winy. Tak samo, jak osoba uzależniona od alkoholu nie zawsze jest w stu procentach winna temu, że jest uzależniona, a ja dokładnie ten problem akurat znam i wiem, że z tą chorobą można żyć i czasami stanąć na ziemi i zacząć normalnie funkcjonować. Co sprawiło, że pojawiłaś się w tym miejscu o tej właśnie porze? – Sprawił to Facebook (szczery uśmiech). Facebook jest niesamowitym źródłem możliwości dowiedzenia się, poznania i przekazywania. Na Facebooku dowiedziałam się o tej akcji, o żłobku i napisałam do Olgi (Banasik, założycielki żłobka), że jeżeli będę mogła jej pomóc to chętnie pomogę. Ja przez ostatni rok troszeczkę przygasłam, lizałam rany i nabierałam nowej świadomości życia, ponieważ wszystko, co wydarzyło się w moim życiu było dla mnie bardzo ważne i było mi bardzo potrzebne po to, aby poznać siebie, zrozumieć siebie i wiedzieć, czego tak naprawdę od życia potrzebuję. Wiem, że przeszłaś w ostatnim okresie trudne chwile w swoim życiu… Czy to wszystko udało się już uporządkować i ułożyć, czy też jest nadal jakiś cień, który Ci ciąży? – Przeszłam trudne chwile, ale jestem jeszcze dużo słabsza, jak byłam kiedyś. Zdałam sobie sprawę, że pędziłam w tłumie, bo tak należy. Postępowałam tak, jak chcieli inni, abym postępowała. Chciałam się podobać, bo to fajnie jest się podobać, a tak naprawdę w tym wszystkim bardzo mało było mnie. Wiem jedno, pomagałam i będę pomagała. Prowadzisz Fundację „Niezapominajka”…– Nie powiem, że Fundacja jest w genialnej kondycji finansowej, bo tak nie jest, bo prowadzenie fundacji to zdobywanie pieniędzy, to pukanie od drzwi do drzwi. W tym momencie miałam urlop roczny od życia publicznego, od różnych sytuacji, na które jeszcze nie jestem gotowa, ale jak wspomniałam wcześniej, pomagałam i chcę pomagać. I dlatego, jak zaczęłam rozmawiać z Olgą to zobaczyłam w Oldze siebie kilka lat temu, jak zakładałam Fundację „Niezapominajka”. Ile miałam siły i werwy i wiedziałam, że mogę przenosić góry. W tym momencie przenoszę na razie małe kamienie, ale myślę, że jeszcze potrzebuję trochę czasu i ponownie będę góry przenosiła. Tylko już w inny sposób, z innym ludźmi. Z tymi ludźmi, którzy nie są obok mnie tylko, dlatego, że jestem znaną Iloną Felicjańską, bo to było najbardziej przykre, w tym, co mnie spotkało. Nie wypadek, ale najtrudniejsze było to, że przyjaciele odeszli pierwsi. Ci, którzy nazywali mnie swoją siostrą, przyjaciółką, najbliższą osobą, ci, którzy byli obok mnie i osaczali mnie, prawie jak jakieś pasożyty, czy pijawki, odeszli pierwsi. Mało tego, mają do mnie pretensję, że skończyło się dobre życie. O co mają do Ciebie pretensję? – Oto, że jak pracowałam, jak miałam dobrze funkcjonującą Fundację, niedużą, ale dobrze funkcjonującą firmę, mieli dużą wypłatę, mieli dużo pieniędzy… I nagle stała się tragedia i oni się odwrócili? Bez świadomości tego, że coś trudnego wydarzyło się w czyimś życiu? – Mają pretensję, że nie zarabiają, ale ludzie są tylko ludźmi, dlatego mówię, że nie chcę niczego oceniać. Zrozumienie, choć tego nie da się zrozumieć, ale przegryzienie, przetrawienie w sobie właśnie tego było dla mnie najtrudniejsze. Ludzie i ich zachowanie było dla mnie znacznie trudniejsze, niż moje własne błędy, które sobie w jakiś sposób wybaczyłam, poniosłam konsekwencje i idę dalej, ale musiałam się nauczyć zachowania ludzi. Musiałam nauczyć się, że moje zaufanie musi być dużo bardziej ograniczone, ale jednocześnie nie umiem żyć nie ufając ludziom. Nie da się funkcjonować bez zaufania. Zaufanie w życiu jest potrzebne tak naprawdę?– Wszystko, co się wydarzyło jest tak naprawdę mi pomocne, bo teraz są wokół mnie ludzie, którzy wiedzą, ile „na wywijałam” w swoim życiu, ale znają mnie, prawdziwą Ilonę, znają moje wnętrze i chcą przy mnie być. To są ci, dla których ważniejsze jest moje wnętrze, niż to, czy jestem mniej lub bardziej znana lub mniej lub bardziej lubiana. Wszystko w życiu dzieje się po coś!Czy serce nadal przykrywa większa lub mniejsza góra kamieni? – Tak naprawdę znowu uważam, że w życiu wszystko dzieje się po coś. Mając fundację, mając styczność z dziećmi niepełnosprawnymi, cały czas z problemami, z chorobami ludzi, z brakiem pieniędzy, z borykaniem się z najprostszymi rzeczami, ja nawet w najtrudniejszych momentach myślałam sobie – Ja mam zdrowe dzieci! A jak oboje wiemy, zawsze może być gorzej… – Nigdy nie jest tak, że nie może być gorzej. To był bardzo trudny rok. Rzeczy, jakie się działy w moim życiu były nieprawdopodobne. Wiele rzeczy jest niewiadomych, bo to działo się w bardzo osobistej sferze, kiedy zaczynałam pracę, bardzo fajny biznes, rokujący duże nadzieje, osoba, z którą miała go prowadzić zginęła w wypadku, czyli znowu cały projekt upadł. Ciąg takich zdarzeń absolutnie niezależnych ode mnie, przykrych, gdzie już myślałam, że wstaję i nagle dostawałam tego kopa, ale znowu to wszystko jest po coś. Może teraz będę tak silna, że niewiele może być mi straszne (wesoły uśmiech). Ilona, większe plany lub zamierzenia na najbliższy okres, to, co planujesz lub nad czym myślisz? – Moimi planami i zamierzeniami jest cały czas wprowadzać moje dzieci w świat, w którym muszą nauczyć się ograniczonego zaufania do innych ludzi, ale jednocześnie chcę, aby byli dobrymi ludzi. Chcę, aby w tym zabieganym świecie, w tym ciągu i biegu do sukcesu i pieniędzy byli osobami wrażliwymi mimo wszystko. Jestem dumna z tego, że moi chłopcy, moi synowie wyjeżdżając gdzieś z ojcem wysyłają mi zdjęcia, „Zobacz mamo, jakie piękne widoki!”. Tego chcę, żeby wiedzieli, że sukces jest ważnych w ich życiu, ale że mogą zobaczyć piękny zachód słońca też jest ważne… Cały czas chcę wspierać Olgę, to jest teraz najnowszy projekt, w którym mogę pomagać na razie bez kosztowo, ale jednocześnie możemy wspólnie tych pieniędzy szukać. A wierzę też w to, że będę mogła ponownie wspierać dzieci z porażeniem mózgowym. Jest ich tak dużo, my ich nie widzimy, ale to jest choroba ciała, a ich umysł jest normalny, który pragnie kształcenia i poznawania świata. Teraz nie mam pieniędzy, więc nie mogę ich wesprzeć, ale gdy zdobyłam europejską nagrodę „ecco – Look In Style”, dostałam prawie 160 tysięcy polskich złotych i przekazałem tą nagrodę na leczenie w porażeniu mózgowym. O tym nikt nie napisał, dostałam te nagrodę z rąk Księżnej Danii i to gdzieś minęło, przemknęło, to nie było dla ludzi ważne… dla mnie bardzo. Dla ludzi ważne są sensacje, które produkują następne sensacje, z nich rodzą się kłamstwa będące fundamentem pod kolejne kłamstwa. Tak, jak mówisz i to mi się bardzo nie podoba. – Był taki moment, w którym stwierdziłam, że ten świat mi się nie podoba, że się poddaję, ale później uświadomiłam sobie, że jestem dorosła. Co z tego, że się zbuntuję i co mi to da? Ja muszę znaleźć swoje miejsce w tym wszystkim i otaczać się takimi ludźmi, z którymi będzie mi dobrze żyć. I to jest moje marzenie, mieć takich ludzi, z którymi będę mogła borykać się z tym, że ten świat nie jest jednak doskonały. I ostatnia dobra myśl na koniec od Ciebie? – Słuchajmy swojej intuicji. To jest to, co zrozumiałam ostatnio. Miałam dużo czasu na przemyślenia. Tyle razy, ile nie posłuchałam swojej intuicji, tyle razy potknęłam się i to czasami bardzo solidnie. Jesteśmy częścią tego wszechświata i ta intuicja, tak samo jak w zwierzętach to można bardzo zaobserwować, ich niezwykłą intuicję i instynkt. My też to mamy, tylko zapominamy, bo sukces, pieniądze, bo zamieszanie, problemy. Słuchajmy własnej intuicji. Bardzo dziękuję za rozmowę. Rozmawiał: Artur G. Kamiński Fotografia: Miron Chomacki / Stylizacja Agnieszka Miernicka / Wizaż: Aleksandra Bucholc fryzury /salon TOona
Papieska katecheza. „Być pocieszonym to trwać w pokoju z Bogiem, poczuć, że wszystko jest uporządkowane, spokojne, wszystko wewnątrz jest harmonijne” – mówił Franciszek. O znaczeniu pociechy w procesie rozeznawania mówił papież Franciszek podczas dzisiejszej audiencji ogólnej. Podkreślając pozytywne znaczenie pociechy
Pani Snapchat My kobiety chcemy być poukładane, chcemy mieć wszystko zaplanowane, mamy listę rzeczy, które na pewno przydadzą się na wakacjach i listę tych, które może i się nie przydadzą, ale które musimy zabrać, no bo co będzie, gdy wydarzy się coś niespodziewanego. Jesteśmy takie, że jak ktoś w naszym otoczeniu nagle dostanie ataku alergii, to my ciach i z naszej torebki bez dna wyciągamy najlepszy specyfik na tę właśnie dolegliwość. I to jest ekstra! Świat bez nas by zginął. Naprawdę! Ale co by było, gdybyśmy tak czasem na przykład zrobiły coś zupełnie szalonego? I nie chodzi tu o skok z klifu na giętkiej linie, czy wejście na mont everest w zimie, chociaż to też byłoby super! Ale dajmy na to… gdybyśmy czasem zaufały… przypadkom? Nawet takim małym. Wierzycie w przypadki? W to, że one potrafią nasze życie wywrócić do góry nogami? I że czasem warto tym przypadkom przyjrzeć się z bliska, może nawet zaufać i zrobić coś szalonego, coś zupełnie niezaplanowanego? Ja na przykład przez czysty przypadek zostałam Panią Snapchat 🙂 i przez czysty przypadek moje życie w kilka chwil stało się niezwykle ekscytujące! Pewnego pięknego dnia do Centrum Zarządzania Kosmosem, czyli Biura ds. Promocji Uniwersytetu Wrocławskiego, przybył Tomek Sysło, nasz wrocławski social media ninja, człowiek, który ma głowę pełną zwariowanych pomysłów, artystą o kolorowej duszy. No i Tomek kiwnął na mnie palcem i powiedział – „o ty, ty! Ty mi pomożesz z tymi całymi mediami społecznościowymi! Czy ty wiesz, co to snapchat?” Do dziś nie wiem, dlaczego ja? (I jak się domyślacie, oczywiście, że NIE wiedziałam, co to jest snapchat). Może dlatego, że moje biurko było całkiem blisko jamy smoka, czyli biura mojego ówczesnego pana kierownika, w której Tomek z Andrzejem obgadywali tego dnia bardzo ważne strategie marketingowe dla uniwroc? W każdym razie ten palec został wycelowany właśnie we mnie i czuję go na swoim czole do dzisiaj! I oczywiście mogłam powiedzieć, o, nie, nie, nie zgadzam się stanowczo protestuję, jestem za stara, za gruba, za blondynka, za mało umiem w snapchata, właściwie to w ogóle nie umiem, poza tym boję się i chcę mieć święty spokój, wiec pozwólcie, panowie, że wrócę do mej strefy komfortu i przeliczę kolejnych dwieście długopisów z logo uniwroc, bo do sklepu wpadło zamówienie. Zamiast tego pomyślałam sobie tak. Może i nie wiem, co to jest ten cały snapchat, może i nie wiem, dlaczego ktoś nagle chciałby pokazać się światu z uszami i nosem kota, może i nie wiem, co to Bitmoji i po co ludzie właściwie je tworzą, może i przeszło mi przez myśl, że jestem za stara, bo przeciętni użytkownicy snapchata maja 16 lat a ja jakieś dwadzieścia więcej, może i tak! Ale co tam! To się dowiem, to poznam, to się nauczę i spróbuję 🙂 bo skoro ten palec wylądował akurat na moim czole, to po coś się to stało, i ja chcę otworzyć te drzwi, przejść przez nie i zobaczyć, co jest po drugiej stronie 🙂 A potem już było… o nie, nie było z górki, bo wtedy właśnie zaliczyłam największą wpadkę, jaką mogłam zaliczyć, biegałam z telefonem po uczelni przez tydzień, robiłam wywiady z naukowcami, relacjonowałam wydarzenia, pokonywałam dwieście schodów na Wieżę Matematyczną, bo przecież stamtąd piękne widoki i trzeba je pokazać światu, po czym… okazało się, że nikt prócz mnie tych snapów nie widział, bo nie umiałam w ustawienia prywatności 🙂 Zatem baby! Czasem zaufajcie przypadkom! Zboczcie z wytyczonej drogi. Może na początku nie będzie łatwo, może będzie pod górkę, ale potem, potem na pewno będzie ciekawie! -What if I fall? -Oh, but my darling, what If You fly? Do następnego poniedziałku! Pani SnapchatWszystko dzieje się po coś, bądź jak kto woli: nic nie dzieje się bez przyczyny. Tę myśl zaszczepiała we mnie od małego moja mama. Mimo to , nieustannie obwiniałam moją Siłę Wyższą, los, świat czy innych ludzi o swoje niepowodzenia, czy jeśli coś poszło nie tak, czyli – nie tak, jak zapisałam w moim scenariuszu życia. Ze stworzonych przeze mnie scenariuszy, można by uzbierać dość treściwą książkę. Bo ja wszystko chciałam mieć zaplanowane. Od A do Z. Miało być po mojemu. Nie chciałam godzić się zatem na zmiany, które zsyłał mi los. Popadałam w użalanie się nad sobą i dość otwarcie komunikowałam mojej Sile Wyższej żal. Żal za to, że jestem zbyt niska, zbyt okrągła, zbyt mało zamożna, ten mnie nie kocha, a tamten nie lubi, ten wf jest nie do zniesienia, nie zdałam Prawo Jazdy za pierwszym razem, nie to liceum, a inni mają lepiej itd itp. Do tego ojciec, który psychicznie znęcał się nad nami przez ponad 20 lat! Czy naprawdę to wszystko jest po COŚ? Czy Miłość Mojego życia, która okazuje się być narkomanem też jest po COŚ? Dziś już wiem, że tak. Że dosłownie wszystko jest po COŚ. Jeśli nie zrozumiem od razu po CO, to z czasem ta odpowiedź do mnie dotrze. Jeśli tylko się otworzę i z pokorą i akceptacją będę przyjmowała to, co mi się przytrafia. Jeśli spóźnię się na tramwaj lub autobus, choć nigdy mi się to nie zdarza, może okazać się, że właśnie to uratowało mi życie! Namacalny przykład: katastrofa samolotu prezydenckiego w Smoleńsku. Ci, którzy jechali tam pociągiem, bądź nie zdążyli na samolot na czas, w tamtym momencie mogli być wściekli, dziś cieszą się życiem. Richard Paul Evans w jednej ze swoich powieści, opisuje historię człowieka, który nie zdążył na samolot, przez opieszałość sprzedawczyni w sklepie na lotnisku, a potem nieugiętość pracownicy lotniska, która spóźnionego na pokład samolotu już nie wpuściła. Jakże był na nią wściekły! Miał lecieć by zarobić miliony! Jednak dzięki temu właśnie, przeżył. Takich przykładów są setki, jeśli nie tysiące. Zrozumienie po CO na mojej drodze stanął Narkoman, zajęło mi wiele upadków, bólu, rozczarowań i rozpaczy. Dziś wiem, że tak miało być. Choroba uzależnienia, która rozgościła się w naszym domu, pozwoliła mi poznać siebie, zobaczyć, że problemy ze sobą miałam już na długo zanim Go poznałam. I dopiero dzięki pojawieniu się Jego w moim życiu, mogłam się z nimi skonfrontować i ruszyć w podróż wgłąb siebie. Poznać siebie i pracować nad sobą. Trafić do Wspólnoty Al-Anon, potem Nar-Anon, przejść 12 Kroków ku wolności. Gdyby rozebrać mojego ukochanego Narkomana z choroby uzależnienia, to wyłoni się wartościowy, acz zagubiony i potrzebujący miłości i pomocy człowiek. Mogę go kochać niezależnie od tego, czy jest czynny, czy zdrowieje. Mogę Go wspierać przez pracę nad sobą, przez pomaganie niepomaganiem i miłość, mądrą miłość, nie uległą, nie toksyczną. Wszystko dzieje się po COŚ. Ja po COŚ piszę, a Ty po COŚ czytasz 🙂Szczegóły. Kup książkę. Wszystko w życiu dzieje się po coś, tylko nie od razu wiadomo po co. Zbiór felietonów autorstwa Izabelli Frączyk to efekt wnikliwej obserwacji wszystkiego, co nas otacza, oraz umiejętności postrzegania rzeczywistości z przymrużeniem oka. Jeszcze w średniowieczu wielkie plemiona Azteków i Inków wiodły w miarę spokojny żywot na nikomu w Europie nieznanym kontynencie ? w Ameryce Południowej. Ludzie stamtąd wyznawali zabobonne religie, składając krwawe ofiary swoim bezlitosnym bogom. Wierzyli, że tylko mordując swoich rodaków na ofiarnych ołtarzach zyskują sobie przychylność bóstw. Byli przez setki lat trzymani w potwornej ciemnocie przez swoich sprytnych kapłanów, ?pośredniczących? pomiędzy ludem a bogami. Duchowni ci przez pokolenia manipulowali podległą sobie społecznością, wykorzystując zresztą zupełnie naturalne zjawiska przyrodnicze (jak np. zaćmienie słońca, które dzięki obserwacjom przyrodniczym byli w stanie przewidzieć, a następnie przepowiedzieć, strasząc przerażonych ludzi, że bogowie pragną ?zabrać im słońce?). Aztekowie i Inkowie mieli swoje wierzenia, swoje tabu, swoje zakazy i nakazy, podobnie jak wyznawcy wszelkich innych religii. Byli przekonani, że wzniesione przez nich samych świątynie są rewirem bóstw, z zabobonnym lękiem oddawali cześć złotym figurkom i wszelkim innym symbolom, podporządkowywali się wszelkim, najbardziej nawet idiotycznym sugestiom swoich kapłanów itp. Do dzisiaj nic się w tym zakresie nie zmieniło. Religia nadal jest przykładem gigantycznej manipulacji a dzisiejsi, nieco bardziej nowocześni kapłani nadal niewiarygodnie się bogacą, opowiadając wyznawcom niestworzone rzeczy i sprzedając im złudzenia za ciężkie pieniądze. U schyłku średniowiecza Hiszpania rozpoczęła krwawe wyprawy do Ameryki Środkowej i Południowej, celem zdobywania nowych terenów w Nowym Świecie. Hiszpańscy konkwistadorzy, tacy jak Hernan Cortes czy Francisco Pizarro najechali ziemie Azteków i Inków, depcząc wszelkie świętości, wymordowali masę ludzi, nakradli całe góry złota, zaś po starożytnych religiach niewiele do dzisiaj zostało. Być może konkwistadorzy po prostu nie wiedzieli (albo wiedzieli, ale mieli to w nosie), że depczą i plugawią święte miejsca, bo gdyby ulegli wyznawanym przez podbijane ludy czarom, historia świata potoczyłaby się zupełnie inaczej. Dziś już chyba nikt nie oddaje pokłonów dawnym bogom. Wszystko jest kwestią nastawienia i wyznawanych przesądów. Gdyby złoty posążek zdeptał któryś z Inków, być może natychmiast padłby martwy, ?ukarany śmiercią? przez wyznawane bóstwo. Jeśli to samo zrobił Pizarro, kpiący sobie z inkaskich wierzeń (albo nie mający o nich pojęcia) i uznający inkaskich bogów za bzdurny wymysł, nic szczególnego mu się nie stało. W życiu codziennym takich przykładów można wymieniać mnóstwo. Dopóki upieramy się, że coś istnieje, jesteśmy w stanie znaleźć na to ?przekonujące? dowody. Mamy naturalną skłonność do doszukiwania się w otaczającej rzeczywistości prawideł i zależności, które istnieją lub nie ? z całą jednak pewnością istnieją w naszych głowach. Jeżeli osoba nikczemna i podła zachoruje lub umiera, słychać "no, wreszcie dosięgła go kara". A co z tymi dobrymi osobami, które chorują? Umieramy przecież wszyscy, tak czy inaczej. Wszyscy mamy jakieś straszne grzechy na sumieniu? Na tej samej zasadzie powstają światłe poglądy, zgodnie z którymi ?Murzyni są głupi?, ?Żydzi są cwani i skąpi?, ?Cyganie kradną? itd. Również takie przekonania powstają na bazie pojedynczych, nic nie znaczących doświadczeń ? jeśli ktoś został dwa razy w życiu obrażony przez osobę o rudych włosach szybko może wyciągnąć wniosek, że wszyscy rudzi są złośliwi. Kiedy Robinson Crusoe uparł się, by nawrócić Piętaszka na jedynie słuszną, chrześcijańską wiarę, był akurat wstrząśnięty krwawymi zwyczajami podobnych Piętaszkowi, miejscowych ludożerców. Wspominał także, że plemienni kapłani oszukują swoich rodaków, opowiadając im o nieistniejących bogach i bogacą się, wyłudzając od nich najróżniejsze dobra w charakterze ?ofiary?. Nie zauważył, że dokładnie to samo robią uznawani przez niego kapłani katoliccy?Podobnie, jak wszystko inne, również każda religia ma swoje narodziny, rozkwit i zmierzch. Proszę zwrócić uwagę, co stało się z dawnymi wierzeniami wszelkich ludów, kiedy wyparły je dzisiejsze religie. Podobny los czeka religie dzisiejsze, które umrą śmiercią naturalną, kiedy tylko ludziom kolejny raz ?zmieni się punkt widzenia?. Już dzisiaj obserwuję coraz bardziej wyraźny zwrot ku religiom wschodnim (jak buddyzm, taoizm czy szintoizm) ? bardziej logicznym, abstrakcyjnym i relatywistycznym. Znana psychologiczna zasada mówi: "znajdziesz to, czego szukasz". Wydaje mi się, że człowiek XXI wieku powinien podejmować zdecydowaną walkę z krępującymi jego życie psychiczne zabobonami. ?Cierpienie uszlachetnia?? proszę to powiedzieć rodzicom dzieci chorujących na białaczkę (albo lepiej samym tym dzieciom). Ten slogan to kolejna mimowolna manifestacja bezsilności ? ciekaw jestem, czy ktokolwiek na tym Forum aktywnie poszukuje cierpienia, żeby się trochę uszlachetnić. Niestety ? ku mojemu (i nie tylko mojemu) ubolewaniu, zabobon nie omija także psychologii. Nie brakuje psychologów, a zwłaszcza psychoterapeutów, wmawiających klientom najrozmaitsze, a baśniowe i kolorowe bzdury, byle tylko zarobić na chleb powszedni. Well, I didn't smell gas, but there was a lot going on so it's hard to say. Tam dużo się dzieje w tym miesiącu. Theres a lot going on this month. Display more examples. Suggest an example. Translations in context of "Dużo się dzieje" in Polish-English from Reverso Context: Dużo się dzieje, nie mam czasu na wyjaśnienia. W sklepach można kupić jedynie 10 kilogramów na jeden paragon. Takie zasady zakupu cukru wprowadziły niektóre sieci handlowe: Biedronka, Netto i lubelska Stokrotka. – W ostatnim czasie obserwujemy zwiększone zainteresowanie zakupem cukru. Dbając o zapewnienie klientom dostępu do tego produktu, zdecydowaliśmy się wprowadzić czasowe ograniczenie dotyczące ilości jego zakupu: do 10 kilogramów na jeden paragon – tłumaczy Daria Raganowicz, specjalista ds. PR i komunikacji zewnętrznej Stokrotki. Patrycja Kamińska, PR Manager Netto mówi o skokowym zapotrzebowaniu i pojawiających się sygnałach o braku cukru. – Mamy też sygnały, że cukiernicy przestawili się na cukier z rynku zamiast z hurtowni, z uwagi na niższe ceny detaliczne. Dlatego też, aby zapewnić cukier możliwie szerokiej grupie naszych klientów, 12 lipca wprowadziliśmy limit zakupowy wynoszący do 10 kg cukru na jeden paragon. Obowiązuje on we wszystkich sklepach naszej sieci, do odwołania. Równocześnie dokładamy starań, by cukier był dostępny we wszystkich naszych sklepach i by nie brakowało go dla klientów Netto. Korzystamy z zapasów centralnych, jak również zwiększamy zamówienia u producentów w Polsce, a także nawiązujemy współprace z zagranicznymi dostawcami cukru – podaje Kamińska. Klienci robiący zakupy w Lublinie mogą w sklepach natknąć się na kartki z informacją o limicie. Mogą też zastać puste półki. Sprawdzamy, czy faktycznie jest problem z cukrem na rynku. Pytamy o tę sprawę producentów. – Naturalnym zjawiskiem jest zwiększony popyt w sezonie letnim, podczas którego zarówno przedsiębiorstwa przetwórcze, jak również gospodarstwa domowe wykorzystują większe ilości cukru na przetwory – tłumaczy Szymon Smajdor, rzecznik prasowy Krajowej Grupy Spożywczej. Jej częścią jest firma Polski Cukier oraz np. cukrownia w Krasnymstawie. Grupa zaopatruje około 40 proc. odbiorców cukru w Polsce. – Pozostałe ok. 60 proc. cukru jest produkowane i dostarczane do klientów w Polsce przez trzy koncerny niemieckie – dodaje rzecznik. Ale czy cukru rzeczywiście brakuje? Okazuje się, że nie. Smajdor zapewnia, że dostawy do sklepów odbywają się bez zakłóceń w ramach podpisanych umów. – Polityka cenowa sieci detalicznych jest w pełni zależna od poszczególnych sieci i dostawcy produktów nie mają na nią wpływu – zaznacza rzecznik.
Jak się okazało po latach nie wszystkim się to podobało. Ludzka zawiść i pisanie bolącej prawdy spowodowało zawieszenie istnienia serwisu na jakiś czas. Ilość e-maili, telefonów i rozmów, aby przywrócić serwis do ponownego istnienia ze względu na jego merytoryczną wartość spowodowały, że zdecydowałem się na jego reaktywację.aktualnosci Wszystko dzieje się po coś – rozmowa z Martą Klepką 17 grudnia, 2021 Najważniejsi są ludzie, a najpiękniejszą wartością są relację i my – redakcja Hotel Management – o tym wiemy. Pisząc o relacjach, pomyślałam o pięknym i emocjonalnym wywiadzie z Martą Klepką, która znalazła swoją bezpieczną przystań w Heron Live Hotel. Ja też wierzę, że wszystko dzieje się po coś. Zapraszam do lektury! Jak długo pracujesz w hotelarstwie i dlaczego zdecydowałaś się na taką pracę? – Moja przygoda z hotelarstwem zaczęła się 10 lat temu, kiedy dostałam propozycję objęcia stanowiska dyrektora BlowUp Hotel 5050 w Poznaniu. Ta przygoda trwała osiem lat. Była spełnieniem marzenia, bo zawsze kochałam hotele, lubiłam w nich przebywać, lubiłam przyglądać się wszystkim tym, którzy w nich pracują, relacjom, które ze sobą nawiązują i budują z gośćmi. Widziałam siebie w roli hotelarza. Kierowanie hotelem było dużym wyzwaniem. Wiele się nauczyłam. Udało mi się zbudować wyjątkowy zespół. Było nas około 30 osób. Dowodem na to, że był to bardzo zgrany zespół jest fakt, że do tej pory jesteśmy w kontakcie i mimo tego, że pandemia pozmieniała nasze plany, to nadal jesteśmy ze sobą w miarę blisko, cały czas kibicujemy sobie w nowych obszarach zawodowych i cieszymy się sukcesami naszych kolegów i koleżanek z zespołu. Po zamknięciu hotelu BlowUp Hall 50 50 w Poznaniu zrobiłaś sobie przerwę od hotelarstwa? – Przez półtora roku zrobiłam sobie przerwę od hotelarstwa. W międzyczasie otworzyłam firmę, ale cały czas czułam, że czegoś mi brakuje. Jestem stworzona do pracy z ludźmi, do bycia blisko ludzi, uwielbiam tworzyć, budować zespoły. I gdy pojawiła się propozycja objęcia stanowiska dyrektora Heron Live Hotel w Gródku nad Dunajcem, to przyznam szczerze, że mimo ogromnej odległości, jaka mnie dzieli od mojego ukochanego Poznania, od razu postanowiłam przyjrzeć się tej propozycji. Co więcej, ten hotel pojawił się wcześniej w moim sercu, ponieważ kilka lat temu, podczas wakacji w Gródku nad Dunajcem, płynąc łódką po Jeziorze Rożnowskim zamarzyłam sobie, że kiedyś spędzę weekend w tym hotelu i poznam go bliżej. Życie pisze różne scenariusze i tak się stało, że przyjechałam tu i zostałam na dłużej. Zarządzałaś ekskluzywnym hotelem w dużym mieście, teraz jesteś odpowiedzialna za sprawne funkcjonowanie obiektu położonego nad jeziorem. Dwa różne obiekty, dwa różne sposoby zarządzania – jakie są największe różnice? – BlowUp Hall 5050 to mały butikowy hotel z 22 pokojami w samym centrum Poznania, miasta biznesu, ale też w Starym Browarze. Był hotelem biznesowym, ale udało się nam stworzyć w nim taką atmosferę, że goście do nas wracali, przyjeżdżali też ze swoim rodzinami na weekendy, często na zakupy do Starego Browaru, najlepszego centrum handlowego świata. Hotel miał swój charakter, swoje tempo i pewne ograniczenia, ale chyba największą zaletą tego miejsca byli ludzie, którzy je tworzyli. Myślałam wtedy, że tylko w małym hotelu można mieć bezpośredni kontakt z gośćmi, znać ich nazwiska, spełniać ich oczekiwania, marzenia. Okazuje się jednak, że również w większym hotelu takim jak Heron Live Hotel ta znajomość gościa jest stosowana i ważna. Moi managerowie doskonale znają gości, którzy do nas przyjeżdżają. Znają ich upodobania, potrzeby. Zaskoczyło mnie to, ale też ucieszyło. Gość jest dla nas najważniejszy. Chcemy, żeby czuł się wyjątkowo, żeby był zadbany, zaopiekowany i ważny. Oba hotele są hotelami pięciogwiazdkowymi, a goście są wymagający. To na pewno łączy te dwa obiekty. Różni je liczna osób zatrudnionych w zespołach. W BlowUp Hall 5050 moim szefem była kobieta, a w Heron Live Hotel jest nim mężczyzna. To jest istotna różnica. W Poznaniu udało się nam stworzyć udany zespół zawodowo i prywatnie, ale w Heronie zostałam zaskoczona bardzo ciepłym przyjęciem. Poznanie 150 pracowników zajęło mi trochę czasu, ale już prawie z każdym udało mi się porozmawiać i nie były to tylko spotkania indywidualne, ale też grupowe. Cechą wspólną tych dwóch obiektów jest także to, że miałam i mam wielką przyjemność pracować ze znakomitymi szefami kuchni. Bardzo lubię dobrą kuchnię. Lubię dobrze zjeść i doceniam pyszne jedzenie. Pierwszy raz pracuję z tak dużymi zespołami. Zespół kuchni liczy ponad czterdzieści osób, w tym dwudziestu kucharzy i czterech cukierników. W BlowUp Hall w większości managerami byli mężczyźni, a w Heronie są nimi kobiety. Cieszę się bardzo, bo pierwszy raz mogę się bliżej przyjrzeć temu, jak pracują kobiety managerki. Każda z nich jest inna, każda jest fascynująca. Są profesjonalne, zaangażowane, otwarte, konkretne, kobiece. Ufam im. I właściwie od pierwszego dnia poczułyśmy ze sobą nić porozumienia. Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Najważniejszy dla nich jest gość i jego potrzeby. Są uśmiechnięte, uważne, cierpliwe, wyrozumiałe. Nie patrzą na zegarek, żeby tylko wyjść punktualnie Z uwagą śledzą trendy w hotelarstwie. Krzysztof Małocha – szef kuchni ma znakomity smak i doskonale łączy wizje różnych kulinarnych podróży. Ma w sobie niesamowity spokój i świetnie zarządza swoim zespołem w kuchni. Nasi kucharze to pasjonaci i gotują z miłością. I to czują nasi goście. Nowa restauracja Botanika została doceniona przez gości od pierwszego dnia, co sprawiło wszystkim dużo radości. W Heron Live Hotel codziennie spotykamy się na odprawach, bo dużo się u nas dzieje i codzienność w hotelu bardzo szybko się zmienia. Regularne spotkania z managerami są konieczne, wymaga tego nie tylko sama specyfika hotelu, ale i obszary, którymi zarządzam. Jest ich dużo ze względu położenie Heron Live Hotel i szeroką ofertę usług dla naszych gości. Chcę być na bieżąco ze wszystkim. Codziennie bywam na pomoście, który jest ważnym miejscem. Interesuję się tym, co wiąże się z wypożyczaniem sprzętu wodnego. Odwiedzam nasze SPA, przez które przewija się mnóstwo ludzi. W Heronie mamy również dwie restauracje. To wszystko motywuje do pracy i troski o jakość. Odprawy są zatem bardzo ważne. Nie są długie, nie przekraczają godziny, ale dzięki nim wszyscy jesteśmy na bieżąco. Ważne tematy są omówione i decyzje podjęte. Dużo też chodzę po terenie, zaglądam w każdy kąt. Ogromnym atutem Herona jest też to, że mój szef, pan Andrzej Wiśniowski jest na miejscu. Mam do czynienia z kolejnym wizjonerem na swojej drodze. To biznesmen, który jest blisko swojego biznesu i to, że jest on w Heronie codziennie, jest wsparciem, zarówno dla mnie jak i dla zespołu. Dzieli się swoimi uwagami, spostrzeżeniami i przy tym traktuje nas po partnersku. Z błędów wyciągamy wnioski. Ta życzliwa obecność szefa oraz to, że jest on tak wielkim znawcą kuchni, smakoszem, przynosi efekty, korzystamy bowiem z najlepszych produktów. Pracujemy z produktami z najwyższej półki, bo sam właściciel, podróżując po świecie, robi zdjęcia, przywozi nam pomysły, inspiracje, dzieli się tym, czego doświadcza. Dzięki temu stajemy się coraz lepsi i stale podnosimy jakość. Heron Live Hotel jest położony blisko natury, z dala od zgiełku miasta. Jak odnalazłaś się w takim obiekcie? – Hotel położony jest w najpiękniejszym miejscu, w jakim byłam, jeśli chodzi o hotele nad wodą. Jezioro Rożnowskie jest przepiękne. Jest tu cisza, piękne wschody i zachody słońca. Mój pędzący świat zamieniłam na to niesamowite miejsce. Wszystko dzieje się po coś. Musiałam się na chwilę zatrzymać, usiąść na tarasie, na pomoście, popłynąć łódką i trochę pooddychać świeżym powietrzem. Czuję, że to ważny moment w moim życiu i że go potrzebowałam. Odpoczywam, mimo że pracuję bardzo dużo. Ja jestem bardziej zrelaksowana, chociaż jestem cały czas w pracy, bo mieszkam w hotelu. Z mężem dzieli nas 560 km, ale zauważyłam, że gdy przyjeżdża do mnie raz w miesiącu na tydzień to i on odpoczywa, inaczej oddycha i też chyba jest mu przyjemniej niż w rozpędzonym Poznaniu. Jestem zaskoczona tym, że nie brakuje mi niczego. A widoki, które mi towarzyszą, kiedy wyjeżdżam z hotelu na zakupy, zapierają mi dech w piersiach. Lubię ten spokój. Myślę, że to jest też między innymi to, czego goście szukają w naszym hotelu. Co według Ciebie wyróżnia Wasze 5 gwiazdek spośród innych ekskluzywnych hoteli w Polsce? Mogę wymieniać wiele, ale powiem o czterech najważniejszych wyróżnikach. Jest to znakomita kuchnia, bardzo dobre jedzenie, wyjątkowe. Mamy też znakomity zespół masażystek, fizjoterapeutek. Zabiegi oferowane przez nasze SPA są naprawdę na wysokim poziomie. Jestem tego pewna, bo jestem częstą bywalczynią SPA, uwielbiam zabiegi kosmetyczne i masaże, regeneruję się w takich miejscach. Bardzo wysoko oceniam kompetencje naszego zespołu. Potwierdzają to też informacje zawarte w ankietach, które wypełniają nasi goście. Często wracają na kolejne masaże, a to jest najwyższa ocena. I widok. Widok jest po prostu jedyny, wyjątkowy. Łączymy góry i jezioro. Zachody i wschody słońca są u nas przepiękne. I ten spokój natury, która nas zewsząd otacza. I ta taka bezszelestność jedyna w swoim rodzaju. Nie mogę też pominąć gościnności, która jest kolejnym naszym wyróżnikiem. Moi pracownicy z uśmiechem witają wszystkich gości i są otwarci na ich potrzeby. Sporo gości uważa, że nasz hotel jest także miejscem romantycznym. Przyjeżdżają do nas nastawieni na odpoczynek, na relaks, na bycie blisko ze sobą. Stawiają na czułość. Często mamy w hotelu śluby, urodziny, romantyczne kolacje. Świętujemy z gośćmi rocznice. Myślę, że przepiękny widok, połączenie wody i gór sprawia, że nasi goście mają dobre humory, a my czujemy to ich zrelaksowanie i dobrą energię w powietrzu. Wiem, że gdziekolwiek jesteś, wnosisz w to miejsce dużo pozytywnej energii i masę ciekawych pomysłów. Jaki ma plan na Heron Live Hotel? – To bardzo miłe, że tak to oceniasz. Faktycznie mam w sobie radość dziecka. Ona wynika też z ciekawości drugiego człowieka. Poznałam tutaj 150 fantastycznych osób i chciałabym stworzyć z nimi kolejny zgrany zespół ludzi, którzy się wspierają i sobie pomagają. Wierzę, że tę atmosferę wzajemnego szacunku i wsparcia przeniesiemy na naszych gości. Zaczęliśmy od cyklu szkoleń i już po kilku z nich widzę efekty, czuję jeszcze większą chęć współpracy i otwartość. Wiem, że jestem kolejnym dyrektorem na drodze zawodowej moich pracowników, więc jeszcze mi się przyglądają, ale dostaję ciepłe sygnały, że idziemy w dobrym kierunku i że, co najważniejsze, oni chcą iść ze mną w tym kierunku. Dowodem na to jest to nasze wspólne zdjęcie. Nie musiałam managerek na nie długo namawiać. Szybko zareagowały, poświęciły swój prywatny czas bo zdjęcie zrobiłyśmy w sobotni poranek. Wspólnie wymyśliłyśmy jak się ubierzemy. One zorganizowały makijażystkę, zorganizowały też panią fotograf Dorotę Czoch. Na zdjęciu są ze mną: Lidia Smitkowska – Manager Sprzedaży, Irmina Długopolska – Manager Marketingu, Aneta Kosecka – F&B Manager i Aneta Barczyk –Manager Recepcji. Wspaniałe managerki i kochające mamy. I tu sprawdza się moje powiedzenie, że kobiety to są doskonale zorganizowane istoty jeśli praca jest ich pasją. Miałyśmy przemiłe popołudnie. Wróciłyśmy do domu zadowolone z tego czasu i efektów. Oczywiście robiłyśmy to za zgodą naszego szefa. Lubimy czuć jego wsparcie i akceptację. Chciałabym, żeby Heron był najlepszym hotelem w Polsce. Bardzo zależy mi na jakości obsługi, na tym, żeby nasi goście wyjeżdżali od nas uśmiechnięci, i co bardzo ważne, żeby wracali do nas z uśmiechem. Chcę, żebyśmy pozytywnie zaskakiwali naszych gości, żebyśmy zmieniali się w zgodzie ze zmieniającą się rzeczywistością. Marzę, żeby ten hotel był takim drugim domem dla ludzi, którzy lubią luksus, doceniają małe gesty, przyrodę, wolniejsze tempo i spokój oraz wszystko to, co wynika z naturalnego położenia Heron Live Hotel. Uważam, że wielkim walorem jest też to, że bardzo duży nacisk kładziemy na indywidualne podejście do gościa. Ale oczywiście cenimy także biznesowe spotkania, którzy nasi partnerzy organizują u nas. Choć czasem zdarza się nam rezygnować z niektórych intratnych ofert biznesowych, by zadbać o dobro naszych gości indywidualnych. Doceniamy to, że goście przemierzają wiele kilometrów dla naszego basenu, widoku, kuchni, dla tego spokoju i ciszy, komfortu. Mamy w planach sporo zmian. Chcemy być dla naszych gości najładniejszym hotelem. Rozbudowujemy się. Szkolimy, kształcimy. Stworzyliśmy salę kinową. Na najwyższym piętrze budujemy przepiękny apartament z tarasem i jacuzzi. Zapraszam Państwa do Heron Live Hotel. Tu jest naprawdę pięknie o każdej porze roku. Przekonajcie się sami przekraczając próg naszego hotelu a my przywitamy Państwa z uśmiechem na twarzy. Fot.: Dorota Czoch Zespół Heron Live Hotel Monika Cichowska Wszystko dzieje się po coś – rozmowa z Martą Klepką Wszystko dzieje się po coś – rozmowa z Martą Klepką 17 grudnia, 2021 Najważniejsi są ludzie, a najpiękniejszą wartością są relację i my – redakcja Hotel Management – o tym wiemy. Pisząc o relacjach, pomyślałam o pięknym i emocjonalnym wywiadzie z Martą Klepką, która znalazła swoją bezpieczną przystań w Heron Live Hotel. Ja też wierzę, że wszystko dzieje się po coś. Zapraszam do lektury! Jak długo pracujesz w hotelarstwie i dlaczego zdecydowałaś się na taką pracę? – Moja przygoda z hotelarstwem zaczęła się 10 lat temu, kiedy dostałam propozycję objęcia stanowiska dyrektora BlowUp Hotel 5050 w Poznaniu. Ta przygoda trwała osiem lat. Była spełnieniem marzenia, bo zawsze kochałam hotele, lubiłam w nich przebywać, lubiłam przyglądać się wszystkim tym, którzy w nich pracują, relacjom, które ze sobą nawiązują i budują z gośćmi. Widziałam siebie w roli hotelarza. Kierowanie hotelem było dużym wyzwaniem. Wiele się nauczyłam. Udało mi się zbudować wyjątkowy zespół. Było nas około 30 osób. Dowodem na to, że był to bardzo zgrany zespół jest fakt, że do tej pory jesteśmy w kontakcie i mimo tego, że pandemia pozmieniała nasze plany, to nadal jesteśmy ze sobą w miarę blisko, cały czas kibicujemy sobie w nowych obszarach zawodowych i cieszymy się sukcesami naszych kolegów i koleżanek z zespołu. Po zamknięciu hotelu BlowUp Hall 50 50 w Poznaniu zrobiłaś sobie przerwę od hotelarstwa? – Przez półtora roku zrobiłam sobie przerwę od hotelarstwa. W międzyczasie otworzyłam firmę, ale cały czas czułam, że czegoś mi brakuje. Jestem stworzona do pracy z ludźmi, do bycia blisko ludzi, uwielbiam tworzyć, budować zespoły. I gdy pojawiła się propozycja objęcia stanowiska dyrektora Heron Live Hotel w Gródku nad Dunajcem, to przyznam szczerze, że mimo ogromnej odległości, jaka mnie dzieli od mojego ukochanego Poznania, od razu postanowiłam przyjrzeć się tej propozycji. Co więcej, ten hotel pojawił się wcześniej w moim sercu, ponieważ kilka lat temu, podczas wakacji w Gródku nad Dunajcem, płynąc łódką po Jeziorze Rożnowskim zamarzyłam sobie, że kiedyś spędzę weekend w tym hotelu i poznam go bliżej. Życie pisze różne scenariusze i tak się stało, że przyjechałam tu i zostałam na dłużej. Zarządzałaś ekskluzywnym hotelem w dużym mieście, teraz jesteś odpowiedzialna za sprawne funkcjonowanie obiektu położonego nad jeziorem. Dwa różne obiekty, dwa różne sposoby zarządzania – jakie są największe różnice? – BlowUp Hall 5050 to mały butikowy hotel z 22 pokojami w samym centrum Poznania, miasta biznesu, ale też w Starym Browarze. Był hotelem biznesowym, ale udało się nam stworzyć w nim taką atmosferę, że goście do nas wracali, przyjeżdżali też ze swoim rodzinami na weekendy, często na zakupy do Starego Browaru, najlepszego centrum handlowego świata. Hotel miał swój charakter, swoje tempo i pewne ograniczenia, ale chyba największą zaletą tego miejsca byli ludzie, którzy je tworzyli. Myślałam wtedy, że tylko w małym hotelu można mieć bezpośredni kontakt z gośćmi, znać ich nazwiska, spełniać ich oczekiwania, marzenia. Okazuje się jednak, że również w większym hotelu takim jak Heron Live Hotel ta znajomość gościa jest stosowana i ważna. Moi managerowie doskonale znają gości, którzy do nas przyjeżdżają. Znają ich upodobania, potrzeby. Zaskoczyło mnie to, ale też ucieszyło. Gość jest dla nas najważniejszy. Chcemy, żeby czuł się wyjątkowo, żeby był zadbany, zaopiekowany i ważny. Oba hotele są hotelami pięciogwiazdkowymi, a goście są wymagający. To na pewno łączy te dwa obiekty. Różni je liczna osób zatrudnionych w zespołach. W BlowUp Hall 5050 moim szefem była kobieta, a w Heron Live Hotel jest nim mężczyzna. To jest istotna różnica. W Poznaniu udało się nam stworzyć udany zespół zawodowo i prywatnie, ale w Heronie zostałam zaskoczona bardzo ciepłym przyjęciem. Poznanie 150 pracowników zajęło mi trochę czasu, ale już prawie z każdym udało mi się porozmawiać i nie były to tylko spotkania indywidualne, ale też grupowe. Cechą wspólną tych dwóch obiektów jest także to, że miałam i mam wielką przyjemność pracować ze znakomitymi szefami kuchni. Bardzo lubię dobrą kuchnię. Lubię dobrze zjeść i doceniam pyszne jedzenie. Pierwszy raz pracuję z tak dużymi zespołami. Zespół kuchni liczy ponad czterdzieści osób, w tym dwudziestu kucharzy i czterech cukierników. W BlowUp Hall w większości managerami byli mężczyźni, a w Heronie są nimi kobiety. Cieszę się bardzo, bo pierwszy raz mogę się bliżej przyjrzeć temu, jak pracują kobiety managerki. Każda z nich jest inna, każda jest fascynująca. Są profesjonalne, zaangażowane, otwarte, konkretne, kobiece. Ufam im. I właściwie od pierwszego dnia poczułyśmy ze sobą nić porozumienia. Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Najważniejszy dla nich jest gość i jego potrzeby. Są uśmiechnięte, uważne, cierpliwe, wyrozumiałe. Nie patrzą na zegarek, żeby tylko wyjść punktualnie Z uwagą śledzą trendy w hotelarstwie. Krzysztof Małocha – szef kuchni ma znakomity smak i doskonale łączy wizje różnych kulinarnych podróży. Ma w sobie niesamowity spokój i świetnie zarządza swoim zespołem w kuchni. Nasi kucharze to pasjonaci i gotują z miłością. I to czują nasi goście. Nowa restauracja Botanika została doceniona przez gości od pierwszego dnia, co sprawiło wszystkim dużo radości. W Heron Live Hotel codziennie spotykamy się na odprawach, bo dużo się u nas dzieje i codzienność w hotelu bardzo szybko się zmienia. Regularne spotkania z managerami są konieczne, wymaga tego nie tylko sama specyfika hotelu, ale i obszary, którymi zarządzam. Jest ich dużo ze względu położenie Heron Live Hotel i szeroką ofertę usług dla naszych gości. Chcę być na bieżąco ze wszystkim. Codziennie bywam na pomoście, który jest ważnym miejscem. Interesuję się tym, co wiąże się z wypożyczaniem sprzętu wodnego. Odwiedzam nasze SPA, przez które przewija się mnóstwo ludzi. W Heronie mamy również dwie restauracje. To wszystko motywuje do pracy i troski o jakość. Odprawy są zatem bardzo ważne. Nie są długie, nie przekraczają godziny, ale dzięki nim wszyscy jesteśmy na bieżąco. Ważne tematy są omówione i decyzje podjęte. Dużo też chodzę po terenie, zaglądam w każdy kąt. Ogromnym atutem Herona jest też to, że mój szef, pan Andrzej Wiśniowski jest na miejscu. Mam do czynienia z kolejnym wizjonerem na swojej drodze. To biznesmen, który jest blisko swojego biznesu i to, że jest on w Heronie codziennie, jest wsparciem, zarówno dla mnie jak i dla zespołu. Dzieli się swoimi uwagami, spostrzeżeniami i przy tym traktuje nas po partnersku. Z błędów wyciągamy wnioski. Ta życzliwa obecność szefa oraz to, że jest on tak wielkim znawcą kuchni, smakoszem, przynosi efekty, korzystamy bowiem z najlepszych produktów. Pracujemy z produktami z najwyższej półki, bo sam właściciel, podróżując po świecie, robi zdjęcia, przywozi nam pomysły, inspiracje, dzieli się tym, czego doświadcza. Dzięki temu stajemy się coraz lepsi i stale podnosimy jakość. Heron Live Hotel jest położony blisko natury, z dala od zgiełku miasta. Jak odnalazłaś się w takim obiekcie? – Hotel położony jest w najpiękniejszym miejscu, w jakim byłam, jeśli chodzi o hotele nad wodą. Jezioro Rożnowskie jest przepiękne. Jest tu cisza, piękne wschody i zachody słońca. Mój pędzący świat zamieniłam na to niesamowite miejsce. Wszystko dzieje się po coś. Musiałam się na chwilę zatrzymać, usiąść na tarasie, na pomoście, popłynąć łódką i trochę pooddychać świeżym powietrzem. Czuję, że to ważny moment w moim życiu i że go potrzebowałam. Odpoczywam, mimo że pracuję bardzo dużo. Ja jestem bardziej zrelaksowana, chociaż jestem cały czas w pracy, bo mieszkam w hotelu. Z mężem dzieli nas 560 km, ale zauważyłam, że gdy przyjeżdża do mnie raz w miesiącu na tydzień to i on odpoczywa, inaczej oddycha i też chyba jest mu przyjemniej niż w rozpędzonym Poznaniu. Jestem zaskoczona tym, że nie brakuje mi niczego. A widoki, które mi towarzyszą, kiedy wyjeżdżam z hotelu na zakupy, zapierają mi dech w piersiach. Lubię ten spokój. Myślę, że to jest też między innymi to, czego goście szukają w naszym hotelu. Co według Ciebie wyróżnia Wasze 5 gwiazdek spośród innych ekskluzywnych hoteli w Polsce? Mogę wymieniać wiele, ale powiem o czterech najważniejszych wyróżnikach. Jest to znakomita kuchnia, bardzo dobre jedzenie, wyjątkowe. Mamy też znakomity zespół masażystek, fizjoterapeutek. Zabiegi oferowane przez nasze SPA są naprawdę na wysokim poziomie. Jestem tego pewna, bo jestem częstą bywalczynią SPA, uwielbiam zabiegi kosmetyczne i masaże, regeneruję się w takich miejscach. Bardzo wysoko oceniam kompetencje naszego zespołu. Potwierdzają to też informacje zawarte w ankietach, które wypełniają nasi goście. Często wracają na kolejne masaże, a to jest najwyższa ocena. I widok. Widok jest po prostu jedyny, wyjątkowy. Łączymy góry i jezioro. Zachody i wschody słońca są u nas przepiękne. I ten spokój natury, która nas zewsząd otacza. I ta taka bezszelestność jedyna w swoim rodzaju. Nie mogę też pominąć gościnności, która jest kolejnym naszym wyróżnikiem. Moi pracownicy z uśmiechem witają wszystkich gości i są otwarci na ich potrzeby. Sporo gości uważa, że nasz hotel jest także miejscem romantycznym. Przyjeżdżają do nas nastawieni na odpoczynek, na relaks, na bycie blisko ze sobą. Stawiają na czułość. Często mamy w hotelu śluby, urodziny, romantyczne kolacje. Świętujemy z gośćmi rocznice. Myślę, że przepiękny widok, połączenie wody i gór sprawia, że nasi goście mają dobre humory, a my czujemy to ich zrelaksowanie i dobrą energię w powietrzu. Wiem, że gdziekolwiek jesteś, wnosisz w to miejsce dużo pozytywnej energii i masę ciekawych pomysłów. Jaki ma plan na Heron Live Hotel? – To bardzo miłe, że tak to oceniasz. Faktycznie mam w sobie radość dziecka. Ona wynika też z ciekawości drugiego człowieka. Poznałam tutaj 150 fantastycznych osób i chciałabym stworzyć z nimi kolejny zgrany zespół ludzi, którzy się wspierają i sobie pomagają. Wierzę, że tę atmosferę wzajemnego szacunku i wsparcia przeniesiemy na naszych gości. Zaczęliśmy od cyklu szkoleń i już po kilku z nich widzę efekty, czuję jeszcze większą chęć współpracy i otwartość. Wiem, że jestem kolejnym dyrektorem na drodze zawodowej moich pracowników, więc jeszcze mi się przyglądają, ale dostaję ciepłe sygnały, że idziemy w dobrym kierunku i że, co najważniejsze, oni chcą iść ze mną w tym kierunku. Dowodem na to jest to nasze wspólne zdjęcie. Nie musiałam managerek na nie długo namawiać. Szybko zareagowały, poświęciły swój prywatny czas bo zdjęcie zrobiłyśmy w sobotni poranek. Wspólnie wymyśliłyśmy jak się ubierzemy. One zorganizowały makijażystkę, zorganizowały też panią fotograf Dorotę Czoch. Na zdjęciu są ze mną: Lidia Smitkowska – Manager Sprzedaży, Irmina Długopolska – Manager Marketingu, Aneta Kosecka – F&B Manager i Aneta Barczyk –Manager Recepcji. Wspaniałe managerki i kochające mamy. I tu sprawdza się moje powiedzenie, że kobiety to są doskonale zorganizowane istoty jeśli praca jest ich pasją. Miałyśmy przemiłe popołudnie. Wróciłyśmy do domu zadowolone z tego czasu i efektów. Oczywiście robiłyśmy to za zgodą naszego szefa. Lubimy czuć jego wsparcie i akceptację. Chciałabym, żeby Heron był najlepszym hotelem w Polsce. Bardzo zależy mi na jakości obsługi, na tym, żeby nasi goście wyjeżdżali od nas uśmiechnięci, i co bardzo ważne, żeby wracali do nas z uśmiechem. Chcę, żebyśmy pozytywnie zaskakiwali naszych gości, żebyśmy zmieniali się w zgodzie ze zmieniającą się rzeczywistością. Marzę, żeby ten hotel był takim drugim domem dla ludzi, którzy lubią luksus, doceniają małe gesty, przyrodę, wolniejsze tempo i spokój oraz wszystko to, co wynika z naturalnego położenia Heron Live Hotel. Uważam, że wielkim walorem jest też to, że bardzo duży nacisk kładziemy na indywidualne podejście do gościa. Ale oczywiście cenimy także biznesowe spotkania, którzy nasi partnerzy organizują u nas. Choć czasem zdarza się nam rezygnować z niektórych intratnych ofert biznesowych, by zadbać o dobro naszych gości indywidualnych. Doceniamy to, że goście przemierzają wiele kilometrów dla naszego basenu, widoku, kuchni, dla tego spokoju i ciszy, komfortu. Mamy w planach sporo zmian. Chcemy być dla naszych gości najładniejszym hotelem. Rozbudowujemy się. Szkolimy, kształcimy. Stworzyliśmy salę kinową. Na najwyższym piętrze budujemy przepiękny apartament z tarasem i jacuzzi. Zapraszam Państwa do Heron Live Hotel. Tu jest naprawdę pięknie o każdej porze roku. Przekonajcie się sami przekraczając próg naszego hotelu a my przywitamy Państwa z uśmiechem na twarzy. Fot.: Dorota Czoch Zespół Heron Live Hotel Monika Cichowska Może zainteresują Ciebie Accor z darowizną dla Centrum Pomocy Humanitarnej PTAK Warsaw Expo “Inspired by her” w The Bridge Wrocław MGallery Pierwszy w Polsce Wyndham Hotel otwarty Ecolab wprowadza innowacyjny środek do ręcznego mycia i dezynfekcji naczyń Modernistyczny Mövenpick Zagreb wita pierwszych gości Hotellion od PMS Labs. Premiera nowego systemu do zarządzania hotelem
Przez długą chwilę biegałem po ogrodzie razem z wiatrem, ciesząc się tym niezwykłym porankiem. To musiał być wspaniały dzień. Przecież tak cudownie się zaczął – pomyślałem i pobiegłem do domu, bo mój brzuszek przypomniał mi, że nic jeszcze tego ranka nie jadłem. A nie lubię chodzić głodny. Chyba jak każdy kot. Bardzo lubię jeść. Wchodzę do domu, a tu wszyscy biegają, coś krzyczą, potykają się o szafki, zderzają w drzwiach. Normalnie, jakby nie ten dom. Zwykle taki spokojny, a dziś jak z innej bajki. Nie wiedziałem, co się stało, więc na chwilę przycupnąłem w bezpiecznym miejscu by podsłuchać, o czym wszyscy mówią, a właściwie chwilami krzyczą, jeden przez drugiego. Zdarzyło ci się kiedyś zaspać do szkoły lub pracy? Jeśli tak, to dzięki tej bajce wspomnienia na nowo ożyją. To samo bowiem spotkało całą rodzinę Pogodnych. Nikt do końca nie wiedział, czemu budziki nie zadzwoniły, ale to, co działo się po nagłym przebudzeniu było i śmieszne i bolesne. Na szczęście nikt bardzo nie ucierpiał i po krótkiej rodzinnej panice, wszystko powoli wracało do normy. Już po chwili okazało się, że dzięki zaspaniu, Krzyś nie musiał siedzieć w szkole i czekać na nauczycielkę, bo ta akurat utknęła w ulicznym korku. Kiedy nie wszystko idzie tak, jakbyśmy chcieli Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – tak całe zdarzenie podsumował pan Andrzej i wszyscy przyznali mu rację. Również Afik, który w tym samym momencie przypomniał sobie zdarzenie z rodzinnego domu w opuszczonym ogrodzie. Uwielbiał wygrzewać się na słońcu, ale to, jak wiadomo, czasem chowa się za chmurami. Tamtego dnia nie zamierzał inaczej spędzać dnia. Niestety, pogoda pokrzyżowała mu plany i z powodu deszczu, musiał zostać w domu. Z pomocą mamy jakoś udało mu się miło spędzić czas, a nawet zobaczyć piękną tęczę. Nie wiedział jednak, że ten dzień będzie jeszcze lepszy, niż gdyby przez cały czas świeciło słońce. Gdy tylko przestało padać, Afik wybiegł do ogrodu, a tam… . O tym, co takiego zobaczył nasz bohater, dowiesz się z bajki. Poznasz też super rymowankę, która pomaga pamiętać, że we wszystkim, co nas spotyka, kryje się coś dobrego. Trzeba tylko umieć to zobaczyć, a wtedy nawet najbardziej niechciane scenariusze pisane przez życie, mogą okazać się czymś dobrym i korzystnym. Fragment – Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – powiedział Pan Andrzej. – Jak widać, wszystko dzieje się po coś. Trzeba tylko wierzyć, że tak jest i tego się spodziewać. Bo skoro się tak stało, to po coś to było, prawda dzieci? Nie wiem, czy one dobrze to zrozumiały, ale ja na pewno tak. Moja mama też mi często powtarzała, że wszystko, co się na świecie dzieje, jest po coś. Nie ma przypadków. Ale nie każdy o tym wie i nie każdy potrafi tak na wszystko patrzeć. Bo kiedy coś się nie udaje, to od razu się smucimy, albo jesteśmy źli. I psuje nam się humor. A trzeba robić na odwrót. Jak coś się nie udało, to od razu trzeba znaleźć taką jedną cudowną myśl, która pomoże zobaczyć w tym coś dobrego dla nas. To znaczy, że to, co nam się wydaje, że jest złe, ma w sobie ukrytego coś lepszego dla nas, tylko jeszcze tego nie widać. Wiele osób nigdy tego nie zauważy, ale ja nauczę Cię słów, które pomogą Ci to odkrywać. Przejdź do pełnej wersji Każdy może zostać optymistą Czy myślisz, że zwykła bajka o pozytywnym myśleniu, może zmienić zachowanie dziecka? Mając w głowię prostą rymowankę, którą znaleźć można w bajce, umysł dzieci rzadziej będzie uruchamiał płacz i złość. Nowe przekonanie będzie dla niego kolorowym filtrem, dzięki któremu skupiać się będzie na szukaniu czegoś dobrego i fajnego w każdym niespodziewanym zdarzeniu. Będzie ono dla niego bardziej zagadką, niż przysłowiowym końcem świata. Słowa te przydadzą się też dorosłym. W końcu trudno wychować optymistę, samemu będąc pesymistycznie nastawionym do świata, prawda? Gdy następnym staniesz przed sytuacją, którą ocenisz jako pech, nieszczęście i błąd, rymowanka stanie się twoim światełkiem i pomoże dostrzec jasne strony. Tego nauczyła się cała rodzina Pogodnych i tak samo może stać się w twojej rodzinie. W czym jeszcze może pomóc bajka o pozytywnym myśleniu? Przyda się dzieciom, które: reagują płaczem, gdy coś się nie uda, smucą się, gdy coś idzie nie tak, jak miało iść, nie lubią zmian, złoszczą się, gdy nie dostają tego, co chcą, nie potrafią pozytywnie myśleć o tym, co je spotyka. Pomocna będzie też dla Ciebie, jeśli: chcesz nauczyć dzieci skupiania na tym, co dobre w życiu, masz przed sobą życiowe zmiany: zmiana pracy, miejsca zamieszkania, szkoły dla dzieci i nie wiesz, jak przygotować na to swoje pociechy, pragniesz nauczyć dzieci pozytywnego myślenia, chcesz odpocząć po pracowitym dniu i miło spędzić czas z dzieckiem. Myślisz, że bajka o pozytywnym myśleniu “Wszystko jest po coś” spodobałaby się twojemu dziecku? Jeśli tak, możesz mu dać o wiele więcej. Ta bajka jest jedną z 21 opowieści, które dostępne są w zbiorze pt. Przygody Kota Afika Pozytywne przekonania w formie rymowanek. Wzruszają, śmieszą, uczą, zapadają w serce i umysł Możesz wybrać wersję do czytania lub słuchania. Albo też obie wersje, bo czasem zechcecie poczytać, a innym razem wspólnie posłuchać jednej z wesołych i uczących czegoś nowego bajek. Ebook i audiobook zawiera następujące bajki: 1. Nowa rodzina 2. Wizyta u pani weterynarz 3. Wyznanie Krzysia4. Wszystko jest po coś5. Trudne słowo NIE6. Czy w ciemności mieszkają potwory?7. Gdy nie chce się uczyć8. Lubię siebie9. Nikt nie musi być winny10. Kiedy kończy się zabawa 11. Kochasz mnie, czy nie?12. Sztuka słuchania13. Jesteś ważny14. Każdy jest wyjątkowy15. Niesprawiedliwe słowa16. Kto próbuje, temu się udaje17. Daj mi chwilkę18. Sukces – to takie proste. Część I19. Sukces – to takie proste. Część II20. Potrzebuję twojej pomocy. Część I21. Potrzebuję twojej pomocy. Część II Wszystkie rymowanki wplecione w przygody kota Afika, to pewnego rodzaju afirmacje dla dzieci, czyli pozytywne myśli, które pomagają w budowaniu dobrych, korzystnych i wspierających przekonań. Jeśli dobrze się zakorzenią w umyśle i sercu, pozostaną z nimi na całe życie i pomogą je przeżyć najpiękniej, jak to tylko możliwe. To nie koniec Bajka o pozytywnym myśleniu może być wspaniałą okazją do wspomnień. Warto wrócić do zdarzeń, które na pierwszy rzut oka wydawały się czymś złym, czy pechowym i poszukać tego, co dobrego ze sobą niosły. Po upływie czasu, łatwiej to dostrzec i zapamiętać, by w przyszłości od razu skupić się na ukrytych korzyściach i na tym, jak spawy przybrały korzystny obrót. Czasem będzie lepszy, niż moglibyśmy się spodziewać. Warto rozmawiać z dziećmi na temat pozytywnego myślenia, które nie jest chodzeniem w różowych okularach i udawaniem, że nic się nie stało, kiedy się stało. Bo jeśli upadnie i uderzy tak, że boli kolano, ręka, a może nawet głowa, to tak jest. I nie ma w tym nic złego, bo ból sam w sobie nie jest ani zły ani dobry. On po prostu jest i trzeba go zaakceptować, po czym zapytać, czego można się od niego nauczyć. Co dobrego można wyciągnąć nawet z bardzo przykrego i bolesnego doświadczenia. To na początku trudne, ale z czasem uwalnia od lęku przed porażką i wychodzeniem ze strefy komfortu. *Tekst zawiera linki afiliacyjne do Programu Partnerskiego Wydawnictwa Złote MyśliFabuła jest genialna, dopracowana pod każdym względem, wszystko dzieje się po coś. A akcja utrzymana jest w idealnym tempie. Bohaterowie zostali wykreowani świetnie. Sonia, przez większość swojego życia żyła w szklanej klatce. Uczyła się w domu, nie miała znajomych, a wolny czas spędzała z mamą i rodzeństwem.
Home Książki Literatura obyczajowa, romans Na kolanie Wszystko w życiu dzieje się po coś, tylko nie od razu wiadomo po co. Zbiór felietonów autorstwa Izabelli Frączyk to efekt wnikliwej obserwacji wszystkiego, co nas otacza, oraz umiejętności postrzegania rzeczywistości z przymrużeniem oka. Życie nie szczędzi autorce przygód i nawet w trakcie wyrzucania śmieci potrafi zaserwować jej wydarzenie, jakiego świat nie widział. Jeśli do tego dodamy jeszcze cykl opowiadań o przygodach jej ukochanych zwierząt: przygarniętego w ostatnim dniu wakacji psa Tornado i nieprzeciętnego kota Ciumka, który na świat ludzi patrzy z kocim dystansem, otrzymamy historie pełne zabawnych sytuacji, które wprawią w doskonały nastrój każdego czytelnika. Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Książki autora Podobne książki Oceny Średnia ocen 7,4 / 10 18 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Powiązane treścicuaeD.